Spacer z Beatą Maciejewską.
– Jedna z genez nazwy miasta jest związana ze żmijem. To popularny w wierzeniach Słowian demon, bardzo przyjazny, przedstawiany najczęściej jako kogut, orzeł lub mężczyzna ze skrzydłami i ciałem pokrytym łuską. Wchodził w związki z kobietami, z których to rodzili się synowie o nadzwyczajnych zdolnościach – tak o Żmigrodzie opowiadała w sobotę Beata Maciejewska.
Na wycieczkę z dziennikarką po położonej 50 km od Wrocławia miejscowości przybyło około 80 osób.
Lidia Błaszczyk przyjechała z Rudy Żmigrodzkiej. -Zaprosiła nas znajoma. Pomyślałam: po co mamy iść, przecież mamy tutaj historyka Pawła Becelę, który nam wszystko opowiedział. Ale ona naciskała mówiąc, że to będzie „historia z emocjami” -wspomina. – I miała rację. A fakty najłatwiej i najprzyjemniej przyswaja się właśnie poprzez opowieści.
Perła żmigrodzkiego przemysłu
A Żmigród – jak napisała Beata Maciejewska – to niezwykłe miasto z niezwykłą historią. To tu bowiem zdecydowano o losie Napoleona i Europy ustalając w żmigrodzkim pałacu książąt von Hatzfeldt plan wojny z Bonapartem.
Wieki przed tym historycznym momentem wrocławski książę Henryk III w 1253 r. nakazał założenie nad brzegiem Baryczy miasta.
Żmigród należał w swoich dziejach do księstwa głogowskiego, był częścią księstwa oleśnickiego, po czym książę Władysław Jagiellończyk postanowił, że miasto stanie się samodzielne.
Najpierw rządzili nim Kurzbachowie, później Schaffgotschowie, a najdłużej, bo do 1945 r. – Hatzfeldtowie.
Uczestnicy czterogodzinnej wycieczki z Beatą Maciejewską usłyszeli jednak o mieście wiele więcej.
Ci, którzy przyjechali z Wrocławia pociągiem, rozpoczęli spacer już na dworcu PKP (gdzie pierwszy pociąg przejechał w 1856 r.). Minęli cukrownię (czyli „perłę żmigrodzkiego przemysłu”, która funkcjonowała do lat 80.) i pocztę (w którym przed laty mieścił się przytułek).
Kości pod wieżą ciśnień
Właściwy spacer rozpoczął się pod Kościołem św. Trójcy.
W jego wnętrzu uczestnicy zobaczyli obraz „Adoracja Krzyża Świętego” (za którego mistrz chciał 400 talarów, w wyniku nieznanych okoliczności parafia zapłaciła malarzowi tylko połowę) i zajrzeli do kaplicy grobowej, zaprojektowanej przez Haknera.
Tam, pod posadzką, spoczywają do dziś Hatzfeldtowie.
– A kościół budowano z przygodami, bo podczas wciągania dzwonu ściany zaczęły pękać. Trzeba było je wzmocnić, a wieżę obniżyć – dopowiadał gość specjalny wyprawy, dr Ireneusz Kowalski, autor książki „Dolnośląskie podróże z historią. Śladami ludzi niezwykłych”.
Z przygodami budowano też stojącą obok wieżę ciśnień. -Odnaleziono tam kości nienaturalnych rozmiarów, prawdopodobnie należące do dinozaurów. Stąd niemiecka nazwa miejscowości to Drachen Berg, czyli „góra smoka” – tłumaczył dr Kowalski. -I dlatego w herbie Żmigrodu jest smok.
„Tam ojciec trzymał księgi”
Kolejnym punktem wycieczki był pałac.
– Pod koniec wojny rodzina Hatzfeldtów wywiozła najcenniejsze przedmioty do Nadrenii. Później pałac został dotknięty przez szaber. A jego część została spalona po tym, jak stacjonujący tu rosyjscy żołnierze wyrwali deski z podłóg i zrobili w sali ognisko. Nikt też nie kwapił się do jego odbudowy – opowiadał dr Kowalski stojąc pośród ruin. – Kiedy w 1995 r. przyjechałem tu z hrabią, siedzieliśmy w aucie, lał deszcz, a on pokazywał palcem na poszczególne fragmenty ruin i opowiadał: tu się bawiliśmy, tu mama miała sypialnię, tu ojciec trzymał księgi. Był bardzo poruszony, w przeciwieństwie do jego dwudziestokilkuletnich synów, którzy niespecjalnie chcieli wychodzić z auta.
Po odrestaurowanym kompleksie parkowym oprowadzili uczestników pracownicy Lasów Państwowych.
Opowiedzieli o Dolinie Baryczy i występujących w parku okazach drzew i owadów.